Serce i rozum czyli exodus

 

    Jestem zajebistym intelektualistą, ale w przeżywaniu emocji wciąż jestem w przedszkolu. W leśnym przedszkolu. Mam taki zasób wrażliwości, że można byłoby obdzielić nią kilka osób. Czuję dużo, myślę jeszcze więcej, wyrażam zdecydowanie mniej. Odczuwanie wszystkich subtelności świata i rezonowanie ich we mnie niekoniecznie przekłada się na tak samo intensywne wyrażanie emocji. Okazywanie ich to dla mnie naprawdę duże wyzwanie.

Początek

    Kilka miesięcy temu w trakcie pewnej rozmowy uświadomiłam sobie, że od dzieciństwa musiałam sama „brać świat na swój łeb”. Nikt nie tłumaczył mi najbardziej frapujących i jednocześnie konstytutywnych dla mojego życia treści, po prostu sama musiałam je ogarnąć w swojej małej głowie. Robiłam to tak, jak umiałam. Wciąż to robię i ponoszę tego konsekwencje.

Impas

    Długo planowałam tego bloga, ale po tej rozmowie zwątpiłam czy to dobra droga… Chciałam, żeby moje teksty dotykały tkanki serca. Jednak czy używanie języka pisanego nie zamknie mnie bardziej w myślach, w intelekcie? Czy nie jest to próba zabunkrowania się w poetyckich słowach, mimo wszystko chwyt ekwilibrystyczny po to, by odciąć się od emocji? Czy nie zaszkodzę sobie tym bardziej, niż pomogę? Czy to nie jest mój stary schemat na samotne radzenie sobie z rzeczywistością? Co jeśli w ten sposób kręcę się w kółko? Czy moje serce nie umrze zaschnięte w szczelnym zamknięciu?
    Chciałam wystawić łeb z cienia, wyjść na powietrze, na wiatr.. A co jeśli wyjdzie wręcz odwrotnie.. Zasmuciło mnie to i moje myśli zesztywniały zalęknione.. Jeśli to fałszywy krok nad przepaścią? Na kilka dni ten lęk, naprawdę, mnie przymroczył, ale w końcu wolność upomniała się o mnie.

Exodus


    Mimo tych wszystkich wątpliwości, wolę zrobić błędny krok i nawet spaść, niż trwać w bezruchu lęku.

Gdzieś we mnie przypomina się prawda – długa jest droga z głowy do serca.

    Dlaczego odruchowo klasyfikuję intelekt jako ucieczkę od emocji, od serca? I dlaczego w ogóle stawiam w opozycji te dwie rzeczywistości? Przecież chodzi o integrację, o jedność człowieka. Może to poszukiwanie równowagi. Czy można spojrzeć na to jako na drogę, przejście, exodus? Przejście z tego, co teoretycznie bezpieczne i stabilne, do tego, co nowe i dynamiczne? Przejście z tego, co łatwiejsze i zewnętrzne, bardziej automatyczne do tego, co głębsze i bardziej wymagające?
Jak zejście do jądra ziemi. Czy w sumie na tym nie polega terapia?
Jedno jest pewne.
To będzie długa droga.
Droga wilczycy.

Komentarze