Ja vs Bóg #7 Serce


 

Wracam do opowieści czy może nawet moich wyznań. Potok myśli, który przelewał się przez moją głowę w trakcie kilku dni na pustelni, a potem przez kolejne miesiące.

„Natchnienie o poznawaniu siebie jako drodze do poznania Boga (#4) prowadziło mnie do myśli, że ja jestem Słowem Bożym. A ta przyniosła kolejne poruszenie:

PIERWSZYM SŁOWEM, LOGOSEM, KTÓRE BÓG KIERUJE DO NAS JESTEŚMY MY SAMI.

Wydaje mi się, że pierwotnie to były słowa papieża Franciszka z jakiejś encykliki czy adhortacji. Z radością sparafrazowałam je na swoje. Podobnie jak przy św. Ireneuszu myślałam o Słowie, o człowieku - o sobie. Słowem, które Bóg mi daje jako największy skarb jestem ja sama, ponieważ On daje swojego Syna jako człowieka. Brata, Syna Matki, kuzyna (dzikiego Jana ♥). Tak jak w Chrystusie Bóg wypowiada wszystko i nic nie trzeba dodawać (innej Ewangelii nie ma) tak w człowieczeństwie, Bóg z miłości mówi mi już wszystko. Nie chodzi mi tylko o mnie, również o innych, choć po pierwsze to w sobie będę czytać Jego słowa, a nawet Jego Słowo – Logos.

Żadne tłumaczenie oderwane od człowieczeństwa nie jest potrzebne. Wszystko dokonuje się głęboko w człowieku, bo głęboko w nim jest ukochany syn Ojca, Jezus.

Zrobiło się bardzo pompatycznie i pobożnie. Może to dobry moment, żeby powiedzieć, że piszę to wszystko jako rasowy grzesznik. Nie żyję sakramentami i liturgią, nie spowiadam się od ponad pół (aktualizacja, na dzień dzisiejszy to półtorej) roku. Nie modlę się, daleko mi do kościoła i jego spraw. Co więcej trzęsie mnie kiedy słyszę kaznodziejów, a czasami nawet Ewangelię w ich ustach.

Mimo to, lub właśnie dlatego śmiem powiedzieć, że we mnie jest Chrystus, że jesteśmy razem. Jednak mimo odległości od Kościoła znalazłam się w Jego sercu. W sercu, w którym tak bardzo chciałam być jak Teresa z Lisieux, w sercu, w którym widziałam moje miejsce na świecką konsekrację.

Powiedziałabym bezczelnie, że SERCEM KOŚCIOŁA SĄ GRZESZNICY.

Dlatego ja je znalazłam.

Kilka miesięcy temu siedząc i dumając w kuchni zadałam pytanie:
Panie Jezu, co będzie dalej? Panie Jezu, co będzie ze mną?

Pobrzmiewało tu pytanie św. Dominika „Panie, co będzie z grzesznikami?!”. Wewnętrznie uśmiechnęłam się na tę myśl. To była nowa perspektywa, nie co będzie z nimi, tylko co będzie ze mną. I szczere pytanie. Czułam, ze jest w tym sporo pogodzenia. Kiedyś bardzo wierzgałam kopytami, bo chciałam zawzięcie zmienić ten status.

Piszę to jako osoba zmagająca się.. odczuwająca... Nie, dość tego katolickiego głaskania. Piszę to jako osoba nieheteroseksualna, która czuje się wykluczona z Kościoła. Osoba niższej kategorii, spoza kręgu szacownych, dostojnych i świetlistych wiernych."

Maria Skiba


Komentarze