Ideał nie isnieje! #9

 


Z moich notatek; jeden z ostatnich dni września 2021:


"Dziś myślało się we mnie (sic), że najlepiej zrobiła mi świadomość, że jestem grzesznikiem. Już o tym pisałam, ale dziś na nowo to wybrzmiało. We wcześniejszych latach bardzo nie chciałam mieć grzechów, dążyłam do idealności, perfekcyjności, bezgrzeszności, czyli do śmierci – to tez już mówiłam. Psychicznej, fizycznej i być może wiecznej. Teraz w przedziwny sposób to dążenie wygasło, teraz na jakimś poziomie jestem z tym pogodzona. Nawet mi z tym dobrze, nawet się uśmiecham i nie dlatego, że tak przyjemnie mi trwać w grzechu, bo grzech i grzeszność to trochę inne pojęcia. Ale przyjęcie tej prawdy, że jestem grzesznikiem daje wolność, że nie muszę nic zmieniać. Ba! Zmienić się tego nie da, daremny trud i diabelska ułuda doskonałości. Tak jak jest teraz jest dobrze, przyjmuję rzeczywistość taką jaką jest albo uspokajam się, że taką właśnie przyjmuje mnie Bóg. On nie ma z moją grzesznością żadnego problemu, On z tym nie walczy, On KOCHA.

To chyba jest ta rzeczywistość, którą próbowałam dotknąć pisząc w pustelni ulubione słowa Ojca Franciszka:

BÓG NICZEGO NIE CHCE OD NAS, BÓG CHCE NAS SAMYCH

Latami tego nie rozumiałam, choć te słowa mnie pociągały. Bóg nie chce, żebym wykonywała morderczy wysiłek syzyfowej pracy nad moją bezgrzesznością. Nie chce bym brała udział w duchowym ultramaratonie, zawodach z ascezy na wytrzymałość.

On chce mnie. Prawdziwej mnie. Już teraz. Bez filtrów.

To był dziewiąty i ostatni tekst opisujący moje zmagania z Bogiem. W trakcie nich wielokrotnie zostały mi
wytrącone argumenty z ręki ... ale nie czuję się pokonana. Powiem nawet, że pachnie podwójnym zwycięstwem.
Czas na przerwę. Mam nadzieję na relację na blogu ze starcia w kolejnej rundzie...

A tymczasem w przerwie idę pogadać ze sobą i z Nim co dalej.

Peace.

Komentarze