Żaden ze mnie ekonomista, ale ...


Przyszło mi dziś na myśl, że życie jest jak inwestowanie.

Kiedy codziennie sprawdzam wynik portfela inwestycyjnego i czasem niecierpliwię się: że tak wolno, że nie idzie, myślę jak to rozkręcić, co będzie za kilka lat. Chcę już teraz cieszyć się smakiem zysku.

Podobnie w życiu, są takie momenty jak ten teraz.

Mam poczucie, że daję z siebie wszystko, a efektu nie widać. Mam wrażenie, że rzucam w próżnię. Niecierpliwię się, że coś nie idzie zgodnie z początkową symulacją, że są jakieś straty. Podobnie w związku, pracuję nad czymś, a to ledwo drgnie. Wiem, że to robota na lata, że może za 5 lat coś z tego wyjdzie, wtedy zobaczę różnicę. Mimo to trochę się wkurzam, męczy mnie to.

POTRZEBA SPOJRZENIA DŁUGOFALOWEGO, HORYZONTU WIELOLETNIEJ INWESTYCJI.
Inaczej można frustrować się codziennie i neurotycznie sprawdzać wynik. Również inwestycji jaką jest życie.

DOPIERO Z PERSPEKTYWY LAT MOŻNA ZOBACZYĆ PROCES, A CZASEM PROGRES. I TO CIESZY.

*

Nie robiłam jakiś wybitnych podsumowań poprzedniego roku, tym bardziej postanowień noworocznych. Mimo to na początku stycznia zaczęłam widzieć drogę, którą przeszłam. W długiej perspektywie ostatnich kilku lat, niemal 10-ciu. Zaskoczyły mnie te uczucia: satysfakcji, ekscytacji… dumy z siebie. Syciło mnie to bardzo. I nie opuściło przez ponad miesiąc. To było nowe doświadczenie dla mnie, które wniosło sporo świeżości w moje spojrzenie w przyszłość.

Kontynuując porównanie życia i związku do inwestowania zastanawiam się nad moją tolerancją ryzyka.

W sprawach finansowych wolę bezpieczne rozwiązania. 

Natomiast w związku mam raczej wewnętrzne przyzwolenie na duże ryzyko. Oczywiście są różne momenty w akceptacji. Wiem, że różnie można z tego wyjść, można zyskać albo stracić.

Życie zawsze może zaskoczyć i pojawić się problem w najmniej oczekiwanym momencie.

Niemniej tak myślę, że jeśli w temacie związku mądrze siejesz, jeśli przemyślałeś, wybrałeś odpowiednią strategię, dopasowaną do siebie, swoich możliwości to jest szansa, że po latach zbierzesz plon, 3%, 16% lub 120%.

W DUŻEJ MIERZE ZALEŻY TO OD CIEBIE.

I niezupełnie. To tylko CZĘŚĆ RZECZYWISTOŚCI.

Pewne czynniki są niezależne od nas. I mimo najlepszych strategii nasza inwestycja upadnie. Może tak się stać. Nikt nie da Ci gwarancji na powodzenie związku.  I to jest to ryzyko.

Rynek finansowy uczy, że strategię można zmienić, wymodelować zgodnie z zapotrzebowaniem jeśli nasza sytuacja tego wymaga. A w czasie niepowodzenia nie panikować, nie podejmować gwałtownych działań. Nerwy na wodzy, chociaż to piekielnie trudne.

Możliwe, że jestem optymistką, możliwe też, że się zagalopowałam w tym rozważaniu, ale POSIADAM NADZIEJĘ, że moja związkowa inwestycja się uda.



Komentarze