Z jesienną energią, czyli kolaże jeszcze listopadowe



Chociaż jeszcze kilka miesięcy temu myślałam, że moje kolaże są na tyle intymne, że nie chcę ich pokazywać szerszemu odbiorcy (i pewnie niektóre takie były) to teraz chcę spróbować.

Te zrobiłam w towarzystwie dwóch wspaniałych kobiet – matki i córki. <3

Po skończonej pracy córka zachwycona patrzyła na niebieski kolaż i zauważyła, że można czytać go z trzech stron. Faktycznie. Ciekawe, zrobiłam to zupełnie nieświadomie.

I powracają w nim jak echa pewne tematy.

Lubię klamrę kompozycyjną. W tekście i w obrazie. To już działanie celowe, przemyślane.

 

PROCES

Ach, i jak dotąd był to jedyny raz kiedy podczas jednego posiedzenia skleiłam dwa kolaże. Pomijając kwestię czasu jest to pewien zamknięty proces. z tego co zauważyłam to u "współklejących" zazwyczaj też. Wszystko co rezonuje z moim aktualnym stanem wrzucam na kartkę, układam i tworzy to pewną całość. Ale jak widać, można i dwa kolaże, choć nad tym kolejnym już się nieco umęczyłam i wątpiłam czy go skończę.

Matce Ewie udało się nawet wpłynąć na mnie i wlać więcej nadziei w te skrawki papieru. To było nawet zabawne, ponieważ miałam przygotowany napis: „nie jesteś sam”, który chciałam zakończyć podważającym znakiem zapytania, ale w trakcie ożywionej dyskusji ten wycinek papieru gdzieś przepadł. Szukałam go dobre kilka minut, a Ewa nade mną, w swojej żarliwości i dobroci, wołała, żebym go zostawiła i proponowała inne. W ten sposób powstał napis „trzeba miłości”.

Ewa trochę się dziwiła i kminiła. Bo to jak oksymoron. Miłości nie można wymusić. Ona wynika z wolności, z możliwości podjęcia wyboru. Ale do pewnych działań jest niezbędna.

Może wydawać się to desperackie. Natarczywe. Być może. Ale ja czuję właśnie taką potrzebę i mam świadomość, że bez Miłości nie ruszę dalej.

Trzeba jej. Bo bez niej nic.


Komentarze