Otchłań w praktyce, czyli poruszanie się w rozpadlinie skalnej #14

 


Pisałam o konkretnym doświadczeniu Szeolu (#13). To było doświadczenie duchowe. Kiedy minął ponad rok uświadomiłam sobie, że to co wydarzyło się na tej medytacji, dane mi jest przeżyć w praktyce, w życiu codziennym. Doświadczenie życiowe.

Inna materia, bo nie dotycząca stricte seksualności, ale również to samo – poczucie SZEOLU; SAMOTNOŚCI; SMUTKU.

Ten rok po rekolekcjach był pełen trudów:

  • rozczarowanie życiem,
  • przyjaźnie rozchodzą się (lub w końcu pozwalam im się rozejść),
  • rozczarowanie byciem w Instytucie, odejście, poczucie totalnej porażki,
  • utrata wspólnoty,
  • utrata kontaktu z dziewczynami ze wspólnoty,
  • utrata wizji życia, jego celu, a nawet dalszego kształcenia.

 To indukowało sporą zmianę:

  • samotność, którą czuć było ode mnie niemal jak zapach wg E. Popiołek;
  • Zmianę trybu życia z dość aktywnego do mocnego domatorstwa;
  • Za Osiecką mogłam powtarzać „ mój telefon milczy, milczy”.
  • Były dni kiedy poza pracą naprawdę nie miałam z kim rozmawiać.
  • Traciłam oparcie. Ostatecznie nawet w matce.

I wydaje mi się, że to wszystko powinno mnie zabić wewnętrznie, przewrócić. No właśnie, zapomniałam, depresja, leki, poczucie wyobcowania. Czy to nie jest otchłań? Znów podobne cechy. Wydaje mi się, że to powinno mnie przypierdzielić, wykończyć. Tymczasem JA ŻYJĘ! I to bardziej niż wcześniej. To jak doświadczenie Szeolu – teoretycznie śmierci, a w nim Jezusa – życia.

Komentarze